poniedziałek, 27 stycznia 2014

niedziela, 19 stycznia 2014

Gdyby?




- Pamiętasz ten film „Ile waży koń trojański?" - spytała jakby od niechcenia.
Paweł odczekał, aż kelner skończy napełniać kieliszki winem i odpowiedział: - tak, pamiętam. To o tej dziewczynie, co przenosi się w czasie by odszukać swojego drugiego męża i wyjść za niego pomijając stracone lata z pierwszym?
- Ten sam - Iza uśmiechnęła się podnosząc kieliszek do ust.
- A Ty? - dodała po chwili - gdybyś miał taką możliwość, to co zrobiłbyś?
- Lubimy się, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, bo w naszej sytuacji jedynie na tyle możemy sobie pozwolić. Ale gdybym miał taką możliwość, to wtedy poszukałbym Ciebie.
- Jesteś kochany - delikatnie dotknęła jego dłoni. A mój mąż powiedział, że wtedy myślałby o numerach Totolotka.
- Twój mąż jest praktycznym człowiekiem - Paweł uśmiechnął się, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy. - A Ty? Szukałabyś mnie?
- Nie - Iza cofnęła rękę na brzeg stołu - przecież nie możesz mieć dzieci.


piątek, 17 stycznia 2014

Okna




Piosenkę wybrałem nieprzypadkowo. Pochodzi ona z najnowszej płyty zespołu "Nad Porami Roku", która na dniach trafi do sprzedaży. Przepiękne zdjęcie z okładki jest autorstwa mojej koleżanki Violi Smiatek.

http://www.nadporamiroku.art.pl/

(klikając na powyższe zdjęcie przeniesiesz się na stronę zespołu)

niedziela, 12 stycznia 2014

Ostatni lot



Marka poznała w dość niecodziennych okolicznościach - spóźniła hamowanie i wjechała w tył jego samochodu. Wyskoczyła zza kierownicy cała roztrzęsiona, a wtedy otworzyły się drzwi i wysiadł On. Spojrzał na nią i sczepione w namiętnym uścisku ich auta. Uśmiechnął się i powiedział:
- Miło, że wpadłaś.
Godzinę później, kończąc kawę wymienili się numerami telefonów.
Ich miłość eksplodowała tęczą spojrzeń, dotyków, pocałunków i namiętności. Pół roku później wiedzieli, że chcą być ze sobą do końca życia. Zaplanowali ślub. Marysia miała przed sobą obronę pracy magisterskiej, Marek od dwóch miesięcy bezskutecznie szukał pracy. W imię wspólnej wieczności, pewni wzajemnych uczuć zdecydowali się na rozstanie. Marek znalazł sezonową pracę w Irlandii, Marysia w tym czasie skupiła się na ukończeniu studiów. Dzięki internetowi wciąż byli blisko siebie. Poza tym raz w miesiącu przylatywał na weekend do Polski.
Było cudownie.
Przyszła Wielkanoc, a Marek niespodziewanie ogłosił, że się nie zobaczą. Ma zaległości w pracy i przez święta musi je nadrobić. Smutno zrobiło się Marysi, ale nie robiła Markowi wyrzutów. Pieniądze przydadzą się na ślub i początek wspólnego życia. A poza tym za dwa miesiące koniec rozłąki.
I wtedy wszystko zaczęło się psuć, choć Marek zarzekał się, że wszystko jest w porządku. Jest tylko przemęczony, stąd rzadziej może wieczorami rozmawiać. Marysia robiła wszystko, by uwierzyć w jego słowa. Dopiero, gdy napisał, że zostanie jeszcze kilka miesięcy dłużej i niestety nie zobaczą się przed wakacjami, zrozumiała, że go traci. Postanowiła ratować ich związek. Zarezerwowała bilet na samolot.
Tuż przed wylotem przyszedł list od Marka.
- Mario... - łzy spłynęły jej po policzkach.
Już wiedziała. To zadziwiające jak dużo w takiej sytuacji potrafi powiedzieć jedno niewinne słowo. Nie była już Kochaniem, Najdroższą, Rozkoszą czy Słodkością. Nie była już nawet Marysią.
I tak poleci. Zdecydowała o tym zanim skończyła czytać list.
Walizki już dawno spakowane, ostatnim spojrzeniem omiotła pokój i wyszła.
Lot z trzeciego piętra był krótki, a ciche mlaśnięcie ciała o bruk zniszczyło świat, w którym żyła.

niedziela, 5 stycznia 2014

Basen


Spała niespokojnie, dręczona koszmarem kilkudniowej wędrówki. Mimo chłodu jej ciało było zroszone kropelkami potu, zapewne gorączka dawała o sobie znać. Wyschnięty język odruchowo starał się zlizywać ze spieczonych ust wilgoć nocy.
Zbudził ją szmer. Cichy, ledwo słyszalny, niczym osuwające się ziarenka piasku. Jaszczurka? Grzechotnik? Wytężyła słuch próbując wyłapać z ciemności nocy jakikolwiek dźwięk. Po chwili ponownie usłyszała go.
Tak!!! Tak tylko szemrze strumień w ruczaju. Ale skąd na środku pustyni strumień? Czyżby umysł płatał jej figle? Ostatkiem sił zaczęła pełznąć w kierunku kuszącego dźwięku. Jeszcze kilka metrów... jeszcze tylko wyczołgać się na ostatnią wydmę... Już... jest... O Boże! Tu naprawdę płynie strumień, leniwie rozlewając się i tworząc niewielkie jeziorko, w którym przeglądają się miliony gwiazd.
Muszę zdobyć się na ostatni wysiłek i dotrzeć tam... - pomyślała. Już blisko... Czuje zapach wody...
Pić, strasznie chce mi się pić! - łapczywie zaczęła chłeptać wodę. Była chłodna, orzeźwiająca. Dodała jej sił.
Leciutkie zmarszczki na powierzchni jeziorka zapraszająco połyskiwały światłem księżyca.
- Choć, zanurz swe ciało, daj mu rozkosz pieszczoty twojego ciała - wołały w niemym uśmiechu.
Zrzuciła brudne, spalone słońcem ubranie i powoli weszła do wody. Natychmiast poczuła kojący chłód. Zamknęła oczy... Szmer strumyka pieścił jej uszy, rosa pocałunku osiadała na ustach - chłodna, wilgotna, a jakże rozpalająca. Fale jeziorka obmywały piersi, delikatnie rozbryzgując się o nie i otulając swym chłodem. Nabrzmiałe z podniecenia sutki dumnie sterczały rumieniąc się soczystą czerwienią do księżyca.
Ręką wyczuła bijące z dna źródełko. Przesunęła się z jego stronę. Ledwo wyczuwalny i o dziwo ciepły strumień wody zaczął pieścić jej ciało. Poczuła, jak wdziera się do wnętrza, rozgrzewa swym ciepłem, masuje swą siłą, dając niewyobrażoną rozkosz.
Czując zbliżającą się eksplozję soków, nabrała powietrza w płuca i krzyknęła:
- Siostro!!! Basen!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...